01.11.2009 | Audi RS4 - miejska bestia.
|
Na pierwszej linii walki BMW używa aut oznaczonych literą "M", Mercedes AMG, a Audi modeli z oznaczeniem S i RS.
Trzeba by wariata, aby w pełni wykorzystywać ich osiągi na zatłoczonych europejskich drogach, jednocześnie nie można
ich nazwać "sportowymi", a raczej zwykłymi rodzinnymi limuzynami. I takie jest właśnie najnowsze Audi RS4: poczciwe
A4, tyle że szybsze od niejednego Porsche.
Minimalnie poszerzane błotniki, nieco inne zderzaki z dodatkowymi wlotami powietrza i dość szerokie koła, nie kłują w oczy. Całość wygląda jak A4 po wizycie w warsztacie tuningowym. Podobnie wewnątrz, gdzie dostrzeżemy skórzano-metalową nieokrągłą kierownicę, błyszczące nakładki pedałów i półkubełkowe siedzenia. Jedyne udziwnienie w kabinie RS4 to przycisk zapłonu tam, gdzie Saaby mają stacyjkę... W sumie jest tak, jakby ktoś zamówił kilka kosztownych opcji do podstawowego diesla.
Imponująco za to wyglądają dane techniczne. Po prostu - najmocniejsze Audi średniej klasy, jakie kiedykolwiek powstało. Silnik co prawda wolnossący (dawniejsze RS to biturbo), ale za to V8 4,2 litra. I potężnie wysilony - ponad 100 KM z litra - więc budzi się z ostrym warknięciem. Od razu słychać, że tej mocy akustycy nie mogli (albo nie chcieli?) wyciszyć.
Czy da się ruszyć spokojnie, bez szarpania? Dźwignia biegów pracuje standardowo, naciskanie sprzęgła nie wymaga wysiłku, a ruszanie... cóż, milimetr gazu i jedziemy płynnie jak taksówką. W nowoczesnych turbodieslach jest gorzej! Ale po chwili już wiem, że choć siłować się z pedałem nie trzeba, sprzęgło radzące sobie z gigantycznym momentem "łączy" ostro, prawie jak w wyścigówce. Trzeba się skupić, by przy każdej zmianie biegów nie skakały głowy pasażerów. Dość szybko stwierdzam, że to wszystko nie ma sensu. 420 koni w ruchu miejskim czy nawet na zwykłej dwupasmówce jest nie do wykorzystania. Wciśnięcie gazu choćby do połowy powoduje, że po paru sekundach trzeba hamować. A na zakrętach? Szerokie koła i napęd Quattro to przykład zjawiska zwanego przez wojskowych "overkill". Żeby choć zapiszczeć kołami, trzeba naprawdę szaleć, a o zbadaniu czy rzeczywiście obiecane 60% momentu kierowane jest na tylną oś, nie ma mowy. Nawet po odłączeniu ESP, która to czynność uaktywnia "żywszy" (i głośniejszy) tryb pracy i tak żywego silnika.
A więc ideał? Nie, RS4 nie jest bez wad. Już na pierwszych ciaśniejszych zakrętach okazuje się, że kierownica ze spłaszczeniem lepiej wygląda, niż działa, gdy trzeba przekładać ręce na kierownicy. Zaś po godzinie jazdy autostradą czuję, że sportowe V8 brzmi dobrze, ale nie na dłuższych dystansach. Wolałbym stać na zewnątrz, podziwiając typowe amerykańskie mruczenie rodem z NASCAR lub Bullitta.
W rezultacie mam mieszane uczucia. RS4 na papierze jest wyraźnie żwawsze od ostatniej BMW M3. Litr pojemności więcej i superelastyczny silnik robią swoje. Audi jest też bardziej (o wiele bardziej!) przewidywalne, bezpieczne, a przy tym rozsądnie miękko, prawie komfortowo zawieszone. Nawet na mokrym torze wyścigowym i po wyłączeniu ESP powstaje wrażenie, że zrobienie głupstwa tym autem przekracza możliwości przeciętnego kierowcy. Czyli, po prostu, w normalnych warunkach RS4 jest lepsze od M3, a "na śliskim" okaże się nie do pobicia. Ale czy trochę nie brakuje tu szaleństwa i precyzji "beemki"?
Na podstawie tekstu: Jerzego Dysza (Motor 41/2005).
Poniżej kilka zdjęć, tapet na pulpit samochodu Audi RS4 B7.
|